Odcinek 95,

w którym modląc się doprowadzamy do rosyjskiej inwazji.
Klasztor św Pantalejmona na Atosie, epicentrum zamieszania.
Opublikowany 11-08-2025 przez andrzej

Herezje (czytaj: propozycje doktrynalne niecieszące się poparciem hierarchii zblatowanej z władzą świecką) i rozłamy na ich tle mogą wydawać się zjawiskami dość odległymi w czasie, przynajmniej jeśli chodzi o katolicyzm czy prawosławie. Ktoś może kojarzyć starożytnych pelagian i arian albo średniowiecznych katarów czy bogomiłów. Potem, wiadomo, miała miejsce reformacja i ci, którym nie po drodze było z papieżem (i znaleźli sobie własne “ramię świeckie”, które mogło ich ochronić przed tym błogosławionym przez Rzym), poszli w swoją stronę. Czytelnik Dasz Wiarę, mądrzejszy o odcinek o Chrystach, może wiedzieć, że w XVII wiecznej Rosji powstały grupy tzw. Duchowych Chrześcijan, uważanych czasem za prawosławny odpowiednik protestantów. Ale, jakby nie liczyć, to nadal grubo ponad 300 lat. Czyżby od tamtego czasu nie było żadnych grubszych kontrowersji teologicznych?

Spokojnie! Były i to zarówno w katolicyzmie, jak i w prawosławiu. Dzisiaj opowiemy sobie o Imiasławiu, sporze, który zaczął się bardzo niepozornie, ale doprowadził w konsekwencji do rosyjskiej inwazji i represji. Kontrowersja ta mogła zaistnieć tylko w prawosławiu, a to z uwagi na jego długą tradycję hezychastyczną. Czym jest hezychazm? Bardzo dobre pytanie, jeśli ktoś chce napisać całą serię książek, niestety jesteśmy ograniczeni do kilku stron A4. Z tego powodu musimy upraszczać i skracać. Generalne zastrzeżenie do kwestii teologicznych w tym odcinku - wszystkie te opisy są bardzo, ale to bardzo uproszczone. Tak bardzo, że to, co tutaj piszę, to prawie nie jest prawda*. Z tego powodu nie myślcie, proszę, że po tym odcinku będziecie rozumieć prawosławną teologię. Bo nie będziecie - chyba, że rozumieliście ją już wcześniej. Do każdej z opisywanych rzeczy można dać milion zastrzeżeń i mogą być one różnie rozumiane, zależnie od czasu, miejsca i osoby.

Wracając do hezychazmu - są to przekonania i praktyki, które mają prowadzić wiernego do Przebóstwienia, które w uproszczeniu i skrócie, oznacza stanie się bogiem (małą literą) przez unię z Bogiem (wielką)**. Ważną rolę w tym procesie odgrywa modlitwa, zwłaszcza Jezusowa. Ma ona kilka form, np. “Panie Jezu Chryste, Synu Boży, zmiłuj się nade mną grzesznikiem”, “Jezu, zmiłuj się” etc. Początkujący odmawiają ją przez określony czas w ciągu dnia, ale w końcu będą w stanie robić to nieustannie. Wg autorów prawosławnych jest to możliwe także w trakcie snu. Podobno też, w miarę jak modlący się lepiej rozumie Boga i łaskę daną przez niego człowiekowi, może modlić się zupełnie bez słów - nawet bez wypowiadania ich w myślach. Mnisi prawosławni mają na punkcie tej modlitwy hopla, dla wielu jest to rdzeń ich praktyki. Z tego powodu poświęca się tej modlitwie wiele tekstów - od prostych instrukcji przez bardzo złożone opisy doświadczeń do zaawansowanych rozważań teologicznych.

Nikogo zatem nie powinien dziwić fakt, że schimnich Hilarion poświęcił tej modlitwie sporo uwagi w swojej książeczce z 1907 roku zatytułowanej “W górach Kaukazu”. Publikacja ta była w zasadzie zapisem dialogu między nim a Dezyderiuszem, jego ojcem duchowym***. Dotyczyła głównie życia mniszego i związanych z nim praktyk ascetycznych i modlitewnych. W książce nie znaleziono nic podejrzanego - jak w zasadzie wszystkie prace przed wydaniem, przeszła ona przez państwową cenzurę. Sam Hilarion również nie zdradzał oznak bycia wywrotowcem - ukończył seminarium duchowne, przez jakiś czas pracował jako nauczyciel, a potem spędził kilkanaście lat w klasztorze św. Pantalejmona - rosyjskojęzycznej wspólnocie monastycznej na Atosie. Potem wrócił do Rosji, gdzie osiadł w klasztorze św. Szymona Kannanity w Nowym Atosie.

Tutaj, zamiast grzecznie siedzieć w celi, wolał wędrować po górach. W wolnych chwilach nauczał, skupiając przy sobie grupkę uczniów płci obojga. Nadal jednak w jego poczynaniach czy naukach nie było wielkich kontrowersji. Zjawisko wędrujących mnichów, będących na bakier z przełożonymi, było w Rosji znane i często patrzono na nie przez palce. Co więcej, choć Hilarion łamał zakazy opuszczania klasztoru, swoim uczniom przekazywał, że należy słuchać hierarchii, mówiąc, że jest to “najlepsza droga do zbawienia”. Był szanowany przez wiernych, w przeciwieństwie do wielu współczesnych mu duchownych****. Podkreślano jego głęboką religijność, skromność i ascetyczny rygor. Hilarion mógł wkurzać hierarchów, ale był pożyteczny - np. z jego inspiracji w 1904 roku w Ciemnych Bukach powstał żeński klasztor.

W końcu, jak już wspomniałem, w 1907 roku ukazała się książeczka jego autorstwa. Nic nie wskazuje, aby opublikował ją z myślą o przedstawianiu jakichś nowych interpretacji czy w celu nawoływania do zmian w nauczaniu. Wydanie publikacji zatwierdził opat, Barsanufiusz z Optyny, i władze cerkiewne, które nie dopatrzyły się uchybień i herezji. Ponadto przeszła ona przez carską cenzurę. Jakby tego było mało, to wydanie z 1910 roku zostało opłacone z prywatnych środków księżnej Elżbiety Fiodorowny Romanowej (tak, z tych Romanowów). O książce i autorze pozytywnie wypowiadał się też książę - filozof Eugeniusz Trubecki. Problemy zaczęły się, gdy praca trafiła do byłych współbraci Hilariona - rosyjskojęzycznych mnichów z Góry Atos. A to wszystko za sprawą tego fragmentu:

Przede wszystkim trzeba potwierdzić tę całkowicie niewytłumaczalną tajemnicę, że w imieniu Bożym trwa sam Bóg, z całą swoją Istotą, i wszystkimi swoimi nieskończonymi właściwościami.

Dla laika nic tutaj nie brzmi szczególnie obrazoburczo. Ot, natchniony tekst, który w sumie nie wiadomo co znaczy. Wielu specjalistów, jak choćby ci przywołani wyżej, również nie miało z nim problemu. Co więcej, Hilarion po tym zacytowanym fragmencie dodał, że:

Oczywiście należy to rozumieć duchowo - przez oświecone serce, a nie przez cielesny rozum, który bezprawnie wdzierając się do sfery duchowej, próbuje cieleśnie pojmować rzeczy duchowe, a nie mogąc tego zrobić, odrzuca je.

To wszystko jednak nie przeszkodziło jego atoskim współbraciom, Aleksemu (Kirewskiemu) i Chryzantowi (Minajewowi), ostro skrytykować pracy Hilariona, oskarżając ją o propagowanie herezji. Ta zaś miała polegać na nauczaniu, że samo imię Jezus jest dosłownie Bogiem. Zdaniem Chryzanta było to nie tylko nieprawdziwe samo w sobie, ale wskazywało na przekonania panteistyczne*****, które są niezgodne z tradycyjnym nauczaniem Cerkwi******. W swojej krytyce podkreślał on, że imię Jezus jest najzwyczajniejszym w świecie imieniem, które Syn Boży otrzymał, przychodząc na świat jako człowiek. Dopisywanie mu jakichś cudownych właściwości czy utożsamianie z Bogiem są zaś bluźnierstwem. Pismo Chryzanta było bardzo ostre w wymowie. Możliwe, że liczył on, że zdecydowany ton powstrzyma rosnącą popularność książeczki wśród rosyjskojęzycznych mnichów na Górze Atos.

Mocno się przeliczył, bo na skutek tej krytyki spór tylko się zaognił. Warto tutaj zauważyć, że nie był to bynajmniej konflikt między usystematyzowanymi doktrynami. Hilarion nie napisał uczonego traktatu z tłumaczeniem, co dokładnie znaczą dla niego dane pojęcia - można było je rozumieć na różne sposoby. Odnotujmy też, że znaczna część mnichów biorących udział w dyskusjach nie miała dużego pojęcia o doktrynalnych zawiłościach. Byli raczej praktykami ascezy i modlitwy niż uczonymi teoretykami. Różnice zdań występowały nie tylko między potępiającymi dzieło Hilariona jako heretyckie (Imiaborcami, “walczącymi z Imieniem”, jak nazwali ich adwersarze), a tymi, którzy uważali je za ortodoksyjne (dla antagonistów byli Imiabożnikami - “czczącymi imię jak Boga”, dla siebie zaś byli Imiasławcami, “oddającymi cześć Imieniu”). Niezgodności występowały także w ramach obydwu tych obozów.

Szukający poparcia Chryzant podesłał krytykę poglądów, które przypisywał Hilarionowi, Antoniemu, biskupowi wołyńskiemu. Ten ciepło odniósł się do tekstu i użył swoich wpływów, aby propagować jego założenia. Z inicjatywy biskupa praca Chryzanta ukazała się w 1912 roku w “Ruskim Mnichu” wydawanym przez wpływową Ławrę Poczajowską (nazywaną u nas czasem “ukraińską Jasną Górą”). Kolokol, jako pierwsza gazeta rosyjska, opisał na swoich łamach spór mnichów na Atosie, a tekst był mocno tendencyjny i przedstawiał Imiasławców w złym świetle. Jeszcze wcześniej, bo w 1908 roku, ojciec Hieronim, opiekun atoskich mnichów ze skitu******* św. Andrzeja, za namową przełożonego od św. Pantalejmona, poprosił szanowanego i popularnego hieromnicha Antoniego (Bułatowicza) o zapoznanie się z książeczką “W górach Kaukazu” i napisanie przekonującej krytyki, aby zakończyć sprawę.

Antoni był prawdziwym rosyjskim celebrytą. Aleksander Bułatowicz (świeckie miano) urodził się jako członek możnego rusińsko- rosyjsko- francusko- tatarsko- gruzińskiego rodu. Ukończył elitarne liceum w Carskim Siole, wśród którego absolwentów były takie sławy jak Aleksandr Puszkin, Dmitrij Tołstoj czy Fiodor Szczerbacki********. Służył w elitarnej Lejb-Gwardii chroniącej carską rodzinę. W 1896 roku udał się do Etiopii, gdzie zaprzyjaźnił się z cesarzem Menelikiem II. Towarzyszył w wyprawie riasowi********* Welde Giyorgisowi Aboye i sporządził pierwszy naukowy opis Kaffy**********, którą potem Menelik II podbił. Jako pierwszy Europejczyk dotarł do ujścia rzeki Omo, a odkryty przez siebie łańcuch górski nazwał na cześć cara Mikołaja II. Po powrocie do ojczyzny wydał swoje wspomnienia z podróży***********, co zapewniło mu sławę. W 1903 roku, po serii rozmów z Janem Kronsztadzkim************ zdecydował się zostać mnichem i wyjechał do Grecji.

W świetle tej krótkiej biografii nietrudno domyśleć się, czemu Bułatowicz mógł mieć posłuch. Początkowo był przeciwnikiem Imiasławia, ale “W górach Kaukazu” znał tylko z relacji. Na prośbę przełożonego postanowił sam ją w końcu przeczytać i napisać, czemu zawiera ona błędne nauczanie. W jego wspomnieniach czytamy, że choć rozumowo jak najbardziej zgadzał się z krytykami Hilariona, to po napisaniu tekstu obalającego pogląd głoszący, że “w Imieniu Bożym trwa sam Bóg” zaczął się źle czuć i zatracił poczucie sensu modlitwy. Ogarnięty zwątpieniem otworzył egzemplarz “Mojego życia w Chrystusie” autorstwa jego ojca duchowego, już wspomnianego Jana z Kronsztadu, gdzie przeczytał:

W tym Imieniu znajdujemy całą esencję Pana w jego nieskończonej dobroci, bezgranicznej mądrości, nieogarnionej światłości, wszechmocności[...] Imię Pana, Bogurodzicy, anioła lub świętego winno być dla Ciebie jak sam Pan, Bogurodzica, anioł czy święty; bliskość tych słów Twojemu sercu winno być deklaracją i symbolem bliskości samego Pana, Bogurodzicy, anioła i świętego. Imię Boga jest [w myśl powyższego rozumowania] Bogiem - Duchem który jest wszędzie i wypełnia wszystkie rzeczy[...]

Bułatowicz, zamiast pogrążyć Imiasławie, stał się jego orędownikiem. Fakt dopatrzenia się podobnego zdania u Jana z Kronsztadu pomagał z uwagi na popularność tego kapłana i ich wzajemne, bliskie związki. Sam Bułatowicz dał zwolennikom Hilariona nie tylko nazwisko i sławę, ale także publikacje, w których starał się usystematyzować te poglądy i opisać je jako zgodne z prawosławną ortodoksją (piękny pleonazm). Zgadzał się z Chryzantem i jego zwolennikami, że prawosławie absolutnie nie jest panteistyczne, ale zwracał uwagę, że wiarę w obecność Boga w jego imieniu da się jak najbardziej odczytać w duchu Cerkwi - jej nauczanie można bowiem określić jako jedną z formą panenteizmu*************. Tu powoływał się na pisma Grzegorza Palamasa, jednego z najznaczniejszych prawosławnych (żeby było śmieszniej - grekokatolickich też) świętych, szczególnie dla mnichów, a już najbardziej tych z Atosu.

I tu wrócimy na chwilę do hezychazmu, bo Palamas był chyba najważniejszą osobą, która doprowadziła do jego ukanonicznienia się. Korzenie hezychazmu sięgają chrześcijańskiej starożytności i, zdaniem jego zwolenników, był on obecny na Wschodzie przez cały czas. Oficjalne ramy hezychazm uzyskał jednak dopiero w XIV wieku, w toku kontrowersji między praktykującymi go mnichami (których Palamas był czempionem) a krytycznie nastawionymi myślicielami: Barlaamem z Kalabrii, Grzegorzem Akyndynem oraz Niceforem Gregorasem. Tradycyjnie - nie mamy miejsca, żeby dokładnie opisać kontrowersje, ale ważne jest to, że zakończyły się one triumfem Palamasa, co miało konsekwencje dla prawosławia. W ten sposób jeszcze bardziej oddaliło się od łacińskiego chrześcijaństwa (które, swoją drogą, przyjął pokonany w dysputach Barlaam). W sporze tym nie chodziło jednak tylko o praktyki, ale także o ich teologiczne uzasadnienie.

W przypadku naszej kontrowersji kluczowe było postulowane przez Palamasa rozróżnienie między boską esencją a energią. Esencja w tym znaczeniu to grecka ousia, która tutaj znaczy “to co istnieje samo przez się i nie ma swojego istnienia w innym”. Ousia Boga to jego natura, która sprawia, że jest Bogiem (wielką literą), nie ma swojego źródła w niczym i niczego nie potrzebuje do istnienia. Jest niestworzona, a przez to nierozpoznawalna, nieosiągalna, niemożliwa do zrozumienia dla stworzenia (a więc i człowieka) i “nieudzialalna” (tzn. że nic innego nie może jej przyjąć, uczestniczyć w niej) . Ale zaraz, przecież na wstępie pisaliśmy o jakimś przebóstwieniu, że niby człowiek może stać się bogiem (małą literą) dzięki unii z Bogiem. Jak zatem pogodzić powyższe twierdzenie z wyżej wymienionym wierzeniem? Poza tym - czy to nie jest jakiś politeizm? Ilu w końcu jest/ może być bogów?

Odpowiadając od końca - Bóg jest tutaj jeden, bo jedna jest ousia Boga. Wiara w możliwość zjednoczenia z nim i partycypacji wiernego w boskości nie są zaś politeizmem. Dlatego że zjednoczenie jest możliwe tylko przez wspomnianą energię, a nie naturę**************. Chodzi tutaj o greckie “energeia”, rozumiane jako przejawy Boga w działaniu - np. takie jak stworzony wszechświat czy objawienia. Są to rzeczy jak najbardziej dostępne dla ludzi - przy czym to pierwsze odczuwamy wszyscy, to drugie dane jest tylko wybrańcom. Tak czy inaczej, oba są rozpoznawalne i zrozumiałe, mniej lub bardziej, dla człowieka. Zarówno ousia jak i energeia to Bóg, ale tylko to drugie jest możliwe do ogarnięcia i rozpoznania dla stworzonych istot. Zjednoczenie, o którym mowa, nie produkuje ani nowego Boga, ani nawet nowej hipostazy. Jest to tylko urzeczywistnienie boskości w człowieku, który jako stworzenie, jest kimś, w kim Bóg jest obecny.

Ale co ten długi wywód ma wspólnego z Imiasławiem? Sporo. Skoro Bóg to także energeia, a nie tylko ousia, to przecież Imię Boże jest stworzoną rzeczą, która istnieje tylko w naszym świecie. Spokojnie można zatem powiedzieć, że w Imieniu Bożym jest obecny sam Bóg - w myśl palamizmu (przyjętego wszak jako ortodoksyjny po kontrowersjach z XIV wieku) jest On wszędzie. Czemu Imię Boże miałoby być jakimś wyjątkiem? Można zatem powiedzieć, że w tym sensie Imię Boże jest Bogiem. Oczywiście nie można powiedzieć, że Bóg jest Imieniem Bożym - wszak owo Imię to energeia, a Bóg “sam w sobie” to ousia. Tak rozumował Bułatowicz i to ujęcie przekonywało wielu duchownych, biskupów i świeckich. Patrząc w ten sposób, Hilarion i “sławiący Imię” byli jak najbardziej ortodoksyjni i nie można ich traktować jako heretyków. Nie wszyscy dali się jednak przekonać przekonać.

Tok rozumowania przeciwników był oparty na różnicach językowych, które ich zdaniem zaciemniały odbiór Palamasa. Oczywiście nie odrzucali podziału esencje - energie (jest on wszak oficjalną doktryną). Ich zdaniem jednak Święty nigdy nie nazywał energii Bogiem. Zamiast tego miał stosować określenie boskość (greckie theotes). Boskość zaś to właściwości Boga - nie można więc powiedzieć, że Imię Boże to Bóg. Właściwości wcale niekoniecznie muszą być tożsame z istotą rzeczy/ osoby. I tak właśnie jest z Imieniem, bo pojawiło się ono dopiero po tym, jak świat został stworzony, i jest używane przez nas jako określenie Boga. Nie można go czcić tak, jak należy czcić Boga. W prawosławiu mamy dwa rodzaje czci. Latria zarezerwowana jest dla Boga - tylko i wyłącznie. Stąd oddawanie latrii komu innemu to ido-latria. Dulia zaś to cześć, którą tłumaczy się jako głęboki szacunek - dla świętych, aniołów, ikon czy Imienia Boga*************** właśnie.

Zdaniem współczesnych badaczy, afera sprowadzała się do konfliktu równoległych tradycji w ramach Cerkwi - pobożnego ascetyzmu i uczonej teologii. Najwięksi krytycy Imiasławia wśród hierarchów, biskupi Antoni (Chrapowicki) i Sergiusz (Stragorodski), choć wywodzili się z kleru “czarnego” (hieromnisi, kler parafialny nazywano “białym”), byli wykształconymi teologami, którzy nie spędzili wiele czasu w klasztorze i nie znali bardziej zaawansowanych praktyk modlitwy i ascezy. Zdaniem badaczy afera była także pokłosiem histerii wywołanej przez agresywny tekst Chryzanta. Wzbudził on poczucie zagrożenia u biskupa Antoniego, który nie czytał Hilariona, ale widząc słowa “panteizm” i “herezja” uznał Imiasławie za zagrożenie, które trzeba powstrzymać. Gdy zaś prasa sprzyjająca hierarchii nakręciła histerię, to ciężko było ją zatrzymać, nawet gdyby biskupi zreflektowali się, że zagrożenia nie ma.

Kontrowersja stała się znana opinii publicznej i wywołała spore zainteresowanie. Wierni zastanawiali się, kto ma rację, i jak zakończą się spory. Zwierzchnik mnichów z Góry Atos, patriarcha Konstantynopola, Joachim III, nie mógł dłużej zachować milczenia. Spór dotykał teraz nie tylko teologii. Takie tarcia są bowiem zawsze obecne - prawosławie jest mniej sformalizowane niż np. katolicyzm i istnieją w nim rozbieżności. Mamy np. uniwersalistów, którzy wierzą, że wszyscy ludzie zostaną w końcu zbawieni. Inni się z nimi nie zgadzają, i to jest ok. Tutaj jednak sprawa dotykała też hierarchii i polityki. Arcybiskup Antoni był “nad” mnichami Hilarionem i Bułatowiczem. Nie był ich bezpośrednim przełożonym i dlatego mogliby się odwołać do swego zwierzchnika (w przypadku Bułatowicza - do Joachima III), żeby mediował w tym sporze, ale… Antoni nie był takim zwykłym biskupem.

Był prominentnym przedstawicielem wpływowego wówczas w rosyjskiej cerkwi ruchu głoszącego, że bycie prawosławnym w Rosji jest tożsame z byciem Rosjaninem (albo jest dobrym wstępem do tegoż). Nacjonalizm był nowy w Imperium, które do 2 poł. XIX wieku było państwem dynastycznym, opartym na zasadzie, że liczy się status szlachcica, a nie etnos. Przeciętny rosyjski Niemiec był statystycznie bogatszy i lepiej wykształcony niż etniczny Rosjanin - stąd np. tekst rosyjskiego generała proszącego, żeby w nagrodę “car mianował go Niemcem”. Na koniec XIX wieku nacjonalizm rosyjski był jednak silny i rósł, także wśród elit. I Antoni był pupilkiem dla tej części elity. Dla Joachima III był to problem. Pierwszy raz został patriarchą w 1878 roku, ale w 1883 roku utracił tytuł i ponowne wyniesienie do tej godności zawdzięczał właśnie wpływom rosyjskim. Niby można gryźć karmiącą rękę, ale po co?

Dlatego też patriarcha, pomijając swoje prywatne poglądy na sprawę (tych do końca nie znamy, ale początkowo miał jakoby wypowiadać się ciepło o “W górach Kaukazu”), miał bardzo dobre powody, żeby poprzeć partię wspieraną przez arcybiskupa Antoniego. W 1912 roku Joachim III napisał list do bezpośrednio mu podlegającego opata klasztoru św. Pantelejmona , w którym nazwał poglądy Imiasławców “bluźnierstwami” i kazał im “porzucić te szkodzące duszy urojenia oraz zaprzestać wypowiadania się na tematy o których nie mają pojęcia”. W 1913 roku specjalna komisja złożona z uczonych z seminarium patriarszego w Chalki potępiła Imiasławie jako herezję (złośliwi mogliby dodać, że na polecenie Joachima). W tym wypadku fakt, że żaden z jej członków nie znał ani prac Hilariona ani Bułatowicza, absolutnie nie oznaczał, że “wypowiada się na tematy o których nie ma pojęcia”.

W maju tego samego roku odbyło się nadzwyczajne posiedzenie Świątobliwego Synodu - instytucji, która od rozwiązania patriarchatu w XVIII wieku rządziła rosyjską cerkwią. Pierwsze skrzypce grał tam, dobrze nam już znany, arcybiskup wołyński Antoni i, raz wspomniany jako przeciwnik Imiasławia, arcybiskup Finlandii, Sergiusz. Nietrudno zgadnąć jaki był efekt obrad. Imiasławie (tu określone jako Imiabożnictwo) zostało jednoznacznie potępione jako herezja. Jednocześnie Synod zdawał sobie sprawę, z jakimi to zatwardziałymi heretykami przyszło mu mieć doczynienia. Z tego powodu arcybiskup Nikon i profesor Troicki udali się na Atos w asyście rosyjskiej marynarki wojennej, która wysłała okręt wojenny Doniec z ponad 120 żołnierzami. Odpowiednio wsparty Nikon zarządził spis, z którego wyszło mu, że na Atosie jest około 1700 mnichów z Rosji. Z nich 661 odrzuca Imiasławie, a 517 je popiera.

Początkowo z Imiasławcami próbowano dyskutować i nakłonić ich do zmiany zdania “po dobroci” - o ile rozmowa z arcybiskupem stojącym na czele wojska, gdy jest się cywilem bez broni, może być nazwana dyskusją. Te, jakże pokojowe, metody zawiodły. Wobec tego w lipcu 1913 roku na Atos przybył statek Chersoń, który przywiózł rozkazy przymusowego wysiedlenia zbuntowanych mnichów. Tu także pojawił się lekko “polski” akcent, bo gdy mnisi próbowali oporu i zamknęli się w klasztorze, szturm prowadził 50. białostocki pułk piechoty. Według części źródeł były ofiary śmiertelne. Na pewno 40 pojmanych mnichów wylądowało w szpitalu i nie wzięło udziału w wycieczce swoich 621 aresztowanych współbraci do Rosji na pokładzie Chersonia. Potem wywieziono z Atosu jeszcze 212 mnichów pochodzących z Rosji. Ci, którym pozwolono zostać, musieli podpisać oświadczenie, w którym potępiali Imiasławie.

W Rosji mnisi zostali przesłuchani. 8 z nich pozwolono wrócić na Atos. 40 uwięziono jako instygatorów. Resztę wydalono z życia zakonnego i nakazano im powrót do domu. Część pochodziła z możnych rodów (jak Bułatowicz) i mieli, gdzie wracać. Ci biedni mieli jednak gorzej. Zdarzały się sytuacje, w których były mnich spędził kilka dekad w klasztorze. Nagle miał wrócić do rodzinnej wsi, gdzie często nie żył już nikt, kto go pamiętał. Generalnie dalsi krewni nie palili się zbytnio do utrzymywania czy goszczenia w domu “kuzyna dziadka”, o którym mogli nawet nie słyszeć. Takie osoby nie bardzo miały z czego się utrzymać. Sprawa poruszyła rosyjską opinię publiczną. Działania rządu uznano za okrutne i nieproporcjonalne do winy. Oddolnie starano się pomagać poszkodowanym, ale wielu z byłych mnichów zostało w praktyce skazanych na krótkie i nieprzyjemne życie w skrajnej biedzie i chłodzie.

Świątobliwy Synod nakazał także przejęcie i zniszczenie wszystkich kopii “W górach Kaukazu”, ale sprawa była wciąż daleka od zakończenia. Czystka nie zmieniła faktu, że znaczna część wiernych nie widziała nic złego w poglądach Imiasławców, dla wielu te represje budowały wręcz mit prześladowanych jako ofiar bezdusznego systemu kościelnego. Poparcie nie było tylko domeną filozofów czy generalnie sympatyzującego z mnichami “prostego ludu” (który nie kochał się z “białym” klerem). W lutym 1914 roku część liderów ruchu została przyjęta na dworze przez Imperatora, a krótko potem zaczęło się dochodzenie metropolity Makariusza (Newskiego). W rezultacie, z jednej strony, utrzymano, że Imiasławie to herezja, ale z drugiej jej (oficjalnie byli) zwolennicy mogli odzyskać swój status sprzed 1913 roku bez specjalnej pokuty. Bułatowicz został na przykład przydzielony do wojska jako kapelan. Część jednak nadal represjonowano.

Hilarion był szpiegowany, a jego przełożony, biskup Agatodor (Preobrażeński), otrzymywał raporty na temat tego, jakie miejsca odwiedza mnich, z kim się zadaje, czego naucza etc. Hilariona co jakiś czas odwiedzali wysłannicy diecezji, którzy potrafili rekwirować jego książki i prowadzać go na przesłuchania w sprawie jego “heretyckich” nauczań. Rozczarowany mnich napisał wówczas tekst, w którym ostrzegał, że to co się dzieje, jest zapowiedzią nadchodzącej apokalipsy (jak szybko pokazała I WŚ, przewrót bolszewicki i wojna domowa - był on tym rzadkim rodzajem proroka apokaliptycznego, którego proroctwa się spełniły). W 1915 roku napisał list do Synodu, w którym opisywał swoją sytuację i wobec faktu, że jest pustelnikiem bez łatwego dostępu do informacji, prosił o odpowiedź na pytanie, czy został oficjalnie potępiony jako heretyk. Zmarł rok później, nie doczekawszy wiadomości zwrotnej.

Inni, częściowo zrehabilitowani Imiasławcy, byli dla wielu prawosławnych mieszkańców Rosji swoistymi religijnymi celebrytami. Coraz śmielej domagano się pełnej rehabilitacji i cofnięcia orzeczenia o herezji, dlatego też w sierpniu 1917 roku zaczął się wszechrosyjski synod. Jego celem (jednym z kilku) było rozwiązanie problemu. Po raz pierwszy pozwolono wypowiedzieć się Imiasławcom i ich sympatykom. Niestety (lub stety) synod zakończył obrady we wrześniu bez żadnych oficjalnych postanowień. Krótko potem zaczął się przewrót bolszewicki i wojna domowa, które były bardziej palącymi problemami niż spór o Imię. W 1918 roku, niedawno wybrany patriarcha, Tichon i synod biskupów wydały oświadczenie, w którym podtrzymano ustalenia wypracowane przez Makariusza w 1914 roku. Imiasławie było zatem herezją, ale jej starym zwolennikom pozwolono na powrót na łono Kościoła bez odbywania pokuty.

Kwestia ta nie zniknęła wraz z bolszewickim zwycięstwem w wojnie domowej. Po prostu w zawierusze (po)wojennej straciła na znaczeniu. Wciąż jednak inspirowała bardziej mistycznie nastawionych wiernych. W Moskwie powstał nieformalny krąg sympatyków Imiasławia, w skład którego wchodziły takie sławy jak Paweł Floreński, Aleksiej Łosiew, Siergiej Bułgakow czy Dmitrij Jegorow. Po kampanii religijnych prześladowań, gdy patriarchat podporządkował się oficjalnie ateistycznym władzom, znaczna część Imiasławców wystąpiła z uznawanej przez państwo cerkwi i weszła w skład różnych kościołów podziemnych. Część wyjechała z ojczyzny i działała wśród rosyjskiej emigracji na Zachodzie, gdzie często spotykała się z sympatią. Do dzisiaj inspiruje niektórych teologów kanonicznych cerkwi. W części niekanonicznych grup prawosławnych (głównie starokalendarzowych) jest dzisiaj uznawana za ortodoksję.

↑ Przewiń na górę
andrzej

Religioznawca z zamiłowania, w chwilach wolnych od czytania i zastanawiania się nad fenomenem wiary religijnej pracuje jako QA. Pisze głównie o historii religii i wierzeń.

Źródła

 ► Clay J. Eugene, “Orthodox Missionaries and 'Orthodox Heretics' in Russia, I886-I9I7” w "Of Religion and Empire - Missions, Conversion, and Tolerance in Tsaris Russia"

 ► Tchantouridzé Lasha, "In the Name of God - 100 Years of the Imiaslavie Movement in the Church of Russia" w "The Canadian Journal of Orthodox Christianity", vol VII(3)

 ► Terlikowski Tomasz, "Wyznawcy Imienia Bożego. Prawosławne spory o imiesławie"
Przypisy

*. wybaczcie, że nie tłumaczę dokładnie, ale wtedy byłoby to dłuższe niż cały odcinek.

**. jak wyżej

***. taki bardziej zaawansowany mnich, który bierze mniej doświadczonego pod swoje skrzydła.

****. ludowy antyklerykalizm był w ówczesnej Rosji silny. Tzw. “zwykli ludzie” często widzieli hipokryzję duchownych, których oskarżali o bycie pierwszymi do pouczania i brania pieniędzy, a ostatnimi do stosowania się do tych pouczeń. Czyli w sumie klasyk.

*****. hieromnich to mnich mający także święcenia kapłańskie.

******. panteizm to, w skrócie, pogląd, że cały wszechświat to bóg.

*******. to jest bliższe poglądom panenteistycznym. Przybliżenie dlaczego znajduje się w dalszej części tekstu

********. odosobniona pustelnia w której panują surowsze reguły niż w klasztorze.

*********. jakby ktoś nie widział to ten dżentelmen był jednym z pierwszych europejskich uczonych, którzy poważnie i systematycznie badali wierzenia i filozofię buddyjską. Przy okazji - urodził się w Kielcach.

**********. etiopski dostojnik.

***********. Region we współczesnej Etiopii.

************. Książka jest dostępna w języku polskim pt. “Z wojskami Menelika II. Zapiski z podróży do Etiopii”.

*************. Bodaj najpopularniejszy rosyjski święty z przełomu XIX i XX wieku. Zmarł w 1908 roku i choć kanonizowano go prawie pół wieku później, to jego zwolennicy wcale nie czekali na wyniesienie go na ołtarze.

**************. konkretnie taką którą można by streścić jako “bóg jest obecny w stworzeniu, ale się do niego nie ogranicza” (bo ma jeszcze swoją esencję).

***************. Zgodnie ze słowami Palamasa “mówić, że Boska natura jest udzielana nie sama w sobie, lecz poprzez swoją energię – to pozostawać w granicach prawdziwej pobożności”.

****************. Czasami dodaje się do tego trzecią kategorię - hyperdulię, która oznacza cześć zarezerwowana dla Maryji - większą od aniołów i innych świętych, ale wciąż mniejszą niż należna Bogu latria.

Udostępnij: