Odcinek 86,

w którym nie bardzo wiadomo kim jesteśmy.
Karamanlidzka inskrypcja z Incesu.
Opublikowany 22-10-2023 przez andrzej

Imperium Osmańskie było, niespodzianka, niespodzianka, imperium - państwem o rozległych terytoriach, którego ludność była złożona z potomków zdobywców i podbitych ludów. To oznaczało mocne zróżnicowanie społeczeństwa pod względem religii, języka i kultury. Osmanowie byli, jak na tamte czasy, względnie ok dla poddanych. Przynajmniej dopóki ci płacili podatki, nie pyskowali Wysokiej Porcie* i godzili się z systemową dyskryminacją niemuzułmanów, których to zgrupowano w tak zwane millety. W uproszczeniu i skrócie - millet był samorządem z etnarchą na czele. Etnarcha i skupione wokół niego elity danej grupy, były odpowiedzialne za podatki, przestrzeganie prawa i dbanie o lojalność wobec sułtana. W zamian ludność milletu mogła kultywować swoją religię i tradycje, miała własne sądy oraz mogła ustanawiać swoje zasady i żyć według nich. Przynajmniej dopóki nie fikała.

Nazwa etnarcha i skojarzenia z etnicznością są jednak mylące. Przez miażdżącą większość istnienia Imperium Osmańskiego, narody, we współczesnym tego słowa znaczeniu, po prostu nie istniały. Wyznacznikiem przynależności do grupy była zaś przede wszystkim religia. Dlatego prawosławni Słowianie czy Wołosi podlegali pod millet rzymski, nawet jeśli nazwa sugeruje, że skupiał on Greków**. To wszystko oczywiście nie znaczy, że prawosławni, greckojęzyczni duchowni z, na przykład, Aten, nie czuli odrębności w stosunku do swoich słowiańskich czy kaukaskich współwyznawców. Czuli, ale podziały były bardziej regionalne i klasowe niż dziś.

Greckojęzyczny chłop w Tracji był związany przede wszystkim ze swoją wsią i parafią. Dalej z słowiańsko- czy wołosko- języcznymi, prawosławnymi sąsiadami. O kupcach z takiej Korkyry, którzy też mówili dialektem greki, słyszał rzadko i nie poczuwał się do jakiejś specjalnej więzi z nimi i tego, że mają wspólne interesy. Myślenie to, zaczęło się w pewnym momencie zmieniać. Intelektualiści z nowej klasy średniej wymyślili masowe narody i mówili takiemu chłopu: “Ty, jak i kupiec z Korkyry pochodzicie od Arystotelesa i Leonidasa. Łączy was krew, a to znaczy, że macie wspólne interesy i powinniście razem dążyć do ich realizacji”. Upowszechniania się tej idei nosi miano “uzyskiwania” świadomości narodowej albo jej “budzenia się” (bo zmyślono, że świadomość ta istniała zawsze, tylko w pewnym momencie “zasnęła”).

W niektórych przypadkach nacjonalizm był integrujący. W Niemczech Bawarczycy, Szwabowie czy Saksonowie, zjednoczeni przez Prusy, “doszli” do wniosku, że są jedną nacją (duże uproszczenie, co zrobić). W innych przypadkach nacjonalizm był jednak dezintegrujący - i tak było u Osmanów, gdzie zaczęły rozwijać się odrębne ruchy nacjonalistyczne, postulujące istnienie wspólnot narodowych, złączonych krwią i interesem. Na domiar złego (dla sąsiadów) te podmioty postrzegały inne jako konkurencję do panowania nad swoimi “odwiecznymi” terenami i ich ludnością, a co gorsza (dla sułtana), uważały, że mają prawo do samostanowienia i nie muszą się nikogo słuchać. Oczywiście był to proces a świadomość była uznaniowa i płynna.

Nawet gdy Bałkany zrzuciły jarzmo Osmanów, to znaczna część ludności nie identyfikowała się ani z żadnym narodem ani żadnym państwem. Znakomitą ilustracją tego jest Macedonia o którą rywalizowali Grecy, Serbowie i Bułgarzy. Każdy twierdził, że to jego ziemie, a ich mieszkańcy to “rodacy”. Żeby było weselej, to lokalsi potrafili wierzyć, że są jeszcze inną, odrębną nacją. Pomysły jednoczenia “odwiecznych” ziem narodu wyznaczały kierunek polityki państw bałkańskich, które powstały na fali wojen w XIX i XX wieku. Megali Idea (Wielka Idea) zawładnęła umysłami Hellenów i kazała im rozszerzać granice państwa. Do zakończenia wojen bałkańskich Grecja powiększyła stan posiadania o Tessalię, większość Macedonii, część Epiru, Kretę, wyspy morza Jońskiego i część Wysp Egejskich. To jednak, nie zatrzymywało greckiego irredentyzmu*** a wręcz nakręcało go jeszcze mocniej.

Kolejnymi celami były Jonia, Pont, Cypr oraz Tracja, z klejnotem w koronie, to znaczy Konstantynopolem. Roszczenia te, opierały się nie tylko na mitach, ale także na fakcie, że te części państwa Osmanów zamieszkiwały liczne wspólnoty greckie. Z tego powodu, w 1919 roku, Grecja zdecydowała się na atak, który zapoczątkował trwającą trzy lata wojnę, olbrzymie straty, wypędzenia, czystki etniczne i zniszczenia. Wojna zakończyła się ostatecznym obaleniem Osmanów i utworzeniem świeckiego, narodowego państwa tureckiego. A, i byłbym zapomniał - Turcy pokonali Greków. Marzenie o podboju “odwiecznie” greckich ziem się nie spełniło, ale spełniło się inne - to o zjednoczeniu Greków w ramach państwa ze stolicą w Atenach.

Obydwie strony obawiały się o życie swoich “rodaków” u sąsiada. Zarówno w Grecji jak i Turcji żyły spore mniejszości religijne, o których nacjonaliści z drugiej strony granicy mówili, że są “ich”. Grecy podejrzliwie patrzyli na muzułmanów, zwłaszcza na tę część, która nie mówiła na co dzień językiem Homera. Tak samo było u Turków z ich prawosławną i greckojęzyczną mniejszością. “Podejrzliwie” to eufemizm, bo grupy te były dyskryminowane i prześladowane, a czasem padały ofiarami czystek etnicznych. Z tego powodu obydwie strony umówiły się na, tak zwane “transfery populacji”, czyli de facto masowe przesiedlenia. Dzielenie na “naszych” i “obcych” przebiegało dość sprawnie, aż pojawił się problem pod postacią tzw. Karamanlidów.

Turcy twierdzili, że ta grupa, zamieszkująca głównie anatolijską Kapadocję, jest częścią narodu tureckiego. Grecy uważali to samo, tylko w drugą stronę. Już w XIX wieku nie ustępowali w wysiłkach żeby nieszczęśni Anatolijczycy zrozumieli, że są dziedzicami Sokratesa i Spartan. Towarzystwa helleńskie zafundowały im szkoły, opłacały studia, uczyły zawodów, greki i historii (oczywiście tej jedynie słusznej). To przyniosło pewien skutek, bo widać jak pod koniec XIX wieku, wśród Anatolijczyków, obok imion tureckich i biblijnych, zaczynają pojawiać się imiona starożytnych Hellenów. Czekaj, czekaj kolego! Jacy Karamanlidzi, czemu Turcy, czemu Grecy, i co do tego ma religia? Ok, ok, spokojnie. Zacznijmy od początku, czyli od historii.

Pierwsze wzmianki o Karamanlidach pochodzą z XV wieku, z soboru florenckiego. Odnotowano wówczas, że część duchowieństwa prawosławnego w Azji Mniejszej mówi na co dzień po turecku, a nawet modli się w tym języku. Żyjący na przełomie XVII i XVIII wieku Mauromates, który sam był Karamanlidą, zaświadczał w swoich pismach, że ani on, ani jego rodacy nie są w stanie czytać greckich dzieł. Europejscy podróżnicy, którzy odwiedzali Anatolię w XVIII i XIX wieku, pisali o prawosławnych wioskach w których, nie tylko mówi się po turecku, ale czasem nawet odprawia liturgie w tym języku i korzysta się z Biblii zapisanej greckim alfabetem, ale po turecku. Wspominano także o Karamanlidach, którzy odwiedzali greckie cerkwie i nic nie rozumieją. Pewne ich grupy żyły także w Konstantynopolu, gdzie lokalny patriarchat musiał im zapewniać duszpasterstwo w języku bisurmanów.

Nikt tak naprawdę nie wie skąd wzięli się Karamanlidzi, a spór o ich pochodzenie jest mocno spolitycyzowany i podlany nacjonalistycznymi sosami. Turcy twierdzą, że jest to grupa “od zawsze” turecka. Skąd zatem prawosławie? Ano niby stąd, że Cesarstwo Rzymskie często rekrutowało żołnierzy spośród niegreckich grup etnicznych. Wiemy, że w wojskach bizantyjskich służyło wielu Ormian, Słowian, Skandynawów oraz Turków. Całe grupy tych wojowników często osiedlały się w nowym kraju, co wiązało się z przyjęciem chrześcijaństwa, ale niekoniecznie oznaczało utratę świadomości swojej odrębności. Od XI wieku rozpoczął się proces stopniowego przejmowania Azji Mniejszej przez Turków, co miało w końcu doprowadzić do zjednoczenia z “kuzynami”. Z racji izolacji niektórych regionów, część potomków osadników z czasów Bizancjum pozostała przy prawosławiu.

Zupełnie odmiennego zdania byli Grecy, którzy uważali, że Karamanlidzi byli zturczonymi Hellenami z Azji Mniejszej. Według ich teorii, za turkizacją stała polityczna i ekonomiczna dominacja Seldżuków a potem Osmanów oraz izolacja kapadockich wspólnot, odciętych od swoich pobratymców z innych części byłego Cesarstwa Rzymskiego. Te czynniki miały sprawić, że kapadoccy Grecy musieli nauczyć się tureckiego i wejść w bliskie kontakty z muzułmańskimi władcami i sąsiadami. I z czasem, z racji wspomnianej wyżej izolacji, helleński język i obyczaje zaczęły zanikać. Za grecką teorią, przynajmniej historycznie, opowiadali się autorzy europejscy. To jednak może być powodowane hellenofilią, popularną na salonach Europy w XIX wieku. Grecy, jako chrześcijanie, byli dla Europejczyków bardziej swoi.

Obydwie teorie są niedowodliwe i mają swoje słabe strony. Na przykład - skoro Grecy w Poncie czy Gruzji, którzy też żyli setki lat pod obcym panowaniem, potrafili zachować swój język i kulturę (przy jednoczesnej znajomości języka i kultury otoczenia), to czemu miało się to nie udać w Kapadocji? Ponadto wiemy, że greccy nacjonaliści (podobnież jak i inni) lubili snuć teorie o tym, jak dana grupa jest tak naprawdę Grekami, ale niestety o tym nie wie, bo została dawno temu ujarzmiona przez wrażych przybyszy. Takie same teorie krążyły o prawosławnych Słowianach z Macedonii - żadni to Słowianie, tylko zeslawizowani Hellenowie! Jeśli chodzi o turecką wersję, to jej słabością jest fakt milczenia źródeł o osadnictwie tureckich żołnierzy w Kapadocji za Bizancjum. To jednak jest trochę użycie argumentum ex silentio****, a zatem niczego nie rozstrzyga (i to w żadną ze stron sporu).

Jak to w końcu zatem było naprawdę? Na to pytanie nie znamy odpowiedzi, istnieją tylko teorie. Zabawne, że wiele z nich może być jednocześnie prawdziwe. Wszak część anatolijskich wsi faktycznie mogła być osadami prawosławnych Turków z czasów bizantyjskich, a w części z nich dokonała się turkizacja ludności, która wcześniej była greckojęzyczna. Możliwe są jeszcze inne scenariusze - w Anatolii mieszkali przecież nie tylko Grecy i Turcy. Czemu Karamanlidzi nie mogli być potomkami powierzchownie zhellenizowanej ludności, która wobec zmiany władzy przyswoiła sobie język i kulturę nowych panów, zostając przy starej religii, z którą była mocno związana i postrzegała ją jako swoją? Teoria tak samo nieweryfikowalna.

Sami zainteresowani zupełnie nie ułatwiali znalezienia odpowiedzi na to pytanie. Na pewno byli prawosławnymi chrześcijanami, którzy od zawsze zamieszkiwali Anatolię, ze szczególnym uwzględnieniem Kapadocji. Określali siebie mianem Anatolijczyków (endoetnonim), a Karamanlidzi to egzoetnonim*****. To drugie określenie pierwotnie było stosowane jako pogardliwe, ale dziś używa się go jako neutralnego (podobnie jak np. poganina czy heretyka). W przeciwieństwie do greckojęzyczny prawosławnych, Karamanlidzi nie różnili się zbytnio od muzułmańskich sąsiadów pod względem kultury. Na pewno byli monogamistami i ikonodulami******). Na co dzień mówili po turecku, chociaż, jak już wspomniałem, do jego zapisu używali greckiego alfabetu.

Prawosławna ludność Azji Mniejszej ogólnie nie bardzo łapała nowe, narodowe koncepty. I nie chodzi tutaj bynajmniej tylko o Karamanlidów. Problemy były nawet z greckojęzyczną ludnością, dla której oczywiste było, że jest chrześcijanami, ale o żadnej Grecji i Grekach nie słyszała i słyszeć nie chciała. Helleńscy działacze, którzy próbowali “budzić greckiego ducha” w Anatolii, mieli ciężki orzech do zgryzienia.

Świetnym podsumowaniem prób (re)hellenizacji jest dialog z jednej z relacji: (G)recki działacz: Kim jesteś? (A)natolijczyk: Chrześcijaninem. G: Dobrze, ale chrześcijanie należą przecież do wielu różnych ludów - Ormian, Franków, Rosjan… a Ty? Do której grupy należysz? A: Nie wiem... (zastanawia się). No tak, tamci ludzie, o których mówisz, też wierzą w Chrystusa, ale ja jestem Chrześcijaninem. G: To, może jesteś Grekiem? A: Nie, nie! Nie jestem niczym takim! Już ci powiedziałem, że jestem Chrześcijaninem i po raz kolejny powtarzam: jestem Chrześcijaninem!

Literatura Karamanlidów też nie ułatwia. Większość dzieł dotyczyła bowiem tego co dla Anatolijczyków było naprawdę istotne - czyli religii. Mamy modlitewniki, Biblie, katechizmy, Ojców Kościoła czy żywoty świętych a nie rzeczy z których można wnioskować o etnosie. Warto zauważyć, że w tych tekstach Anatolijczyków prawie nigdy nie określano terminem “Rumlar” (Rzymianie, czyli Grecy). Niemal zawsze byli to “anatolijscy chrześcijanie”, “chrześcijanie z Anatolii” czy “Anatolijczycy”. Mamy jednego autora deklarującego, że Grecja jest jego ojczyzną, ale to tyle. Dodajmy, że w poemacie o męczeńskiej śmierci patriarchy Konstantynopola, zabitego na rozkaz sułtana w obliczu powstania Hellenów w Europie, Karamanlidzi mówią o Mahmudzie II jako “naszym sułtanie” a winą za śmierć męczennika obarczają… żydów i Ormian.

To wszystko zaczyna się zmieniać pod koniec XIX wieku. Greckie organizacje robiły wszystko żeby dotrzeć do grup, które uważały za Greków (nawet gdyby te wspólnoty nic o tym nie wiedziały). Szczególnie skuteczne były stypendia, które umożliwiały studia w Grecji. W ten sposób formowano elity potencjalnie “greckich” grup, tworząc w nich poczucie, że są Hellenami. Ludzie ci, po powrocie do domu, przekazywali nowe idee swoim krewniakom. Żeby przypomnieć Karamanlidom, że jednak są Grekami, powstało Wschodnie Towarzystwo Anatolijczyków. Sponsorowały je greckie banki i władze państwowe, które fundowały stypendia dla studentów z Anatolii oraz sponsorowały szkoły greckie w państwie Osmanów, którzy z kolei totalnie nie ogarniali tego co się dzieje i zezwalali na działalność takich organizacji.

Sukces akcji (re)hellenizacji wśród Anatolijczyków był ograniczony i to pomimo braku oporu ze strony tureckich władz. Sami zainteresowani niekoniecznie chcieli uczyć się greki, co prowadziło do takich paradoksów jak anatolijscy rodzice zapisujący syna do greckiej szkoły aby nauczyć go francuskiego. Część Karamanlidów i ich elit (głównie duchowieństwa) wręcz przeciwstawiała się towarzystwom helleńskim i uważała ją za zagrożenie dla tożsamości. Jedną z takich osób był ksiądz Pavlos Karahisaridis, prywatnie znajomy Mustafy Kemala, późniejszego Ojca Turków. Pavlos i kilku innych duchownych ogłosili powstanie Tureckiej Cerkwi Prawosławnej jako odrębnego bytu, przeznaczonego dla Anatolijczyków. Melecjusz IV był gotów dać im autonomię i oficjalnie dopuścić turecki jako język liturgiczny, ale pod warunkiem, że byłaby to wydzielona metropolia działająca pod zwierzchnictwem patriarchy Konstantynopola.

Pavlos, znany teraz jako Papa Eftim, żądał jednak całkowitej niezależności a jego poglądy były tak skrajnie nacjonalistyczne i antygreckie, że w końcu zaczęły obawiać się go nawet władze tureckie. Fanatyzm Pavlosa doprowadził do marginalizacji jego cerkwi. Karamanlidzi, jako grupa etnoreligijna, byli bardzo przywiązani do związków z patriarchą Konstantynopola. Te związki zaś były olbrzymim problem dla nowych, świeckich elit Turcji. Mając w pamięci krwawe wojny i upokarzający pokój z Sèvres który, gdyby wszedł w życie, oznaczałby de facto rozbiór Turcji, panicznie obawiano się jakichkolwiek związków z greckością, nawet jeśli były one efemeryczne.

Anatolijczycy w swojej masie nie znali greki i raczej nie czuli się częścią narodu greckiego (inna sprawa, że tureckiego też nie), ale same związki z Fanarem******* wystarczyły żeby uznać ich za potencjalne zagrożenie i mącicieli. Wprawdzie nie mieli świadomości narodowej, ale właśnie dlatego istniało ryzyko, że w końcu opowiedzą się po stronie Grecji lub uznają się za odrębny naród, inny od tureckiego. Dla obydwu tych opcji nie było jednak miejsca w nowej, świeckiej Republice, której wszyscy mieszkańcy mieli być Turkami. Dlatego też nowi władcy Turcji uznali, że bezpieczniej będzie ich wysiedlić. Grecy nie oponowali, przewidując, że z racji wyznawania tej samej religii i związków części elit anatolijskich z Grecją, asymilacja nie będzie trudna. No i dodatkowe kilkadziesiąt/ kilkaset tysięcy obywateli się przyda.

I tak Karamanlidzi utracili swoją anatolijską ojczyznę i zostali zmuszeni do wyjazdu do Europy. Ironią losu jest fakt, że z Turcji pozbyto się ich za potencjalną greckość, a w Grecji byli często uważani za Turków i, dlatego, często spotykali się z obrażaniem i dyskryminacją ze strony swoich nowych “rodaków”. Mimo to, dzięki obowiązkowi szkolnemu i daleko idącym staraniom ze strony rządu i organizacji helleńskich, udało się z nich w końcu zrobić Greków pełną gębą. Dzisiaj wiele rodzin ma świadomość anatolijskich korzeni, ale potomkowie przesiedleńców nie wahają się jak ich przodkowie przy pytaniu “kim jesteś?” i odpowiadają “Jestem Grekiem/ Greczynką”.

↑ Przewiń na górę
andrzej

Religioznawca z zamiłowania, w chwilach wolnych od czytania i zastanawiania się nad fenomenem wiary religijnej pracuje jako QA. Pisze głównie o historii religii i wierzeń.

Źródła

 ► Clogg Richard, “A millet within a millet - The Karamanlides” w “I Kath'inas Anatoli - Studies in Ottoman Greek History”

 ► Balta Evangelia, "Tracing the presence of the Rum Orthodox Population in Cappadocia.” w “Between Religion and Language - Turkish-Speaking Christians, Jews and Greek-Speaking Muslims and Catholics in the Ottoman Empire”

Przypisy

*. Wysoka Porta to określenie dworu/ rządu sułtana

**. Grecy byli na Wschodzie powszechnie nazywani Rzymianami (i sami też się tak określali) jeszcze do XIX wieku, bo też Cesarstwo Bizantyjskie to nazwa istniejąca głównie w historiografii. Państwo to mianowało się Rzymskim, a jego władca nosił tytuł władcy Rzymian.

***. Irredentyzm to dążenie do podbicia ziem innego państwa, które są zamieszkiwane przez przedstawicieli grupy etnicznej, która dominuje w państwie - agresorze

****. Argument ex silentio to rozumowanie w stylu “skoro o czymś nie ma wzmianki w źródłach to znaczy, że pewnie nie miało miejsca”

*****. Endoetnonim to nazwa której dana grupa używa w odniesieniu do siebie samej a egzoetnonim to nazwa, której używają inni na określenie tejże grupy. Na przykład Polacy są dla siebie Polakami, ale dla Rusinów byli Lachami

******. Ikonodulia to przeciwieństwo ikonoklazmu

*******. Fanar to dzielnica Konstantynopola w której w czasach imperium osmańskiego rezydowała greckojęzyczna elita, w tym patriarcha Konstantynopola. Stąd nazwy tej używa się często jako zamiennika dla patriarchatu Konstantynopola na podobnej zasadzie jak na papiestwo często mówi się “Watykan” (mimo, że to co innego).

Udostępnij: